Zostałam zaproszona przez organizatorki konferencji „Zmiana – teraz! O czym milczeliśmy w szkołach teatralnych" do przygotowania wystąpienia w panelu otwierającym konferencję. Wystąpienie oparłam o odpowiedzi na anonimową, internetową ankietę "O czym milczeliśmy w szkołach teatralnych?", którą skierowałam do studentów/tek i absolwentów/tek polskich szkół teatralnych.
Oto jego treść.
W teatrze nie ma demokracji. Serio?
W teatrze często słyszy się utarte hasło: „w teatrze nie ma demokracji”. Otwiera ono pole do wielu nadużyć, do przemocy i do poniżania, pole do tego, aby nadużywać władzy, naruszać godność - nie tylko aktorów (grupą traktowaną bardzo źle w wielu polskich teatrach są pracownicy techniczni).
Ten system trwa, ponieważ takie mamy społeczeństwo i takie normy społeczne, które legitymizują tego typu działania. Nie szanujemy się, nie reagujemy, bo nie wiemy jak, nie znamy innych wzorców zachowań. Bo się boimy: utraty pracy, wyrzucenia ze studiów, gorszych ocen, utraty znajomości albo etykietki „trudnej aktorki”, „trudnego aktora”.
Jednocześnie pewne rzeczy, według naszych norm, uznaje się za nieprzyzwoite, np. mówienie o tym, co się złego wydarza, o tym, że ktoś - a szczególnie autorytet lub osoba, która stoi wyżej w hierarchii władzy – robi coś złego. Ten hamulec w mówieniu o nadużyciach występuje też ze strony naszych kolegów, koleżanek, współstudentek, którzy wierzą, że tak po prostu jest, że na tym polega aktorstwo.
Często mówi się, że to są metody. Że takie są metody w szkole teatralnej, które mają Wam, studentom i studentkom, pomóc odnaleźć się w świecie zawodowym, bo w świecie teatru nie będzie Wam łatwo. To absurd. To tak, jakbyśmy bili dziecko po to, bo może dostać kopa w tyłek w dorosłym życiu. „Dla jego dobra bijmy je już teraz, żeby się przyzwyczaiło!”. Żeby je zaprawić?
Ale to przecież my tworzymy ten zawodowy świat. To Wy, profesorowie i profesorki współtworzycie ten świat. A więc współtworzycie świat, który jest światem przemocy i braku szacunku, a na studiach trenujecie studentów, jak w nim przetrwać?
Przemocowe metody również są usprawiedliwiane tym, że aktora trzeba „otworzyć”. Mam więc pytanie do profesorów: czy sprawdziłaś, sprawdziłeś efektywność swoich metod? Ile osób trwale skrzywdziłaś, ile traumatyzowałeś? I w ilu osobach zabiłaś miłość do teatru?
Granice. Bardzo łatwo nam je przekroczyć i pozwalać na ich przekraczanie, kiedy ich nie widzimy, kiedy ich nie znamy. Nie chcę tu szczególnie obwiniać szkół teatralnych. Taki mamy system, dorastamy w nim szkole, w przedszkolu, na ulicy. Nasze prawa są bardzo często łamane, nasza godność jest często od przedszkola naruszana. Ale przypominam za każdym razem – to my wszyscy tworzymy ten system, i jesteśmy współodpowiedzialni w każdym momencie za jego zmienianie.
W tym systemie nie uczymy się reagować na przekraczanie naszych granic, nie mamy odpowiedniego repertuaru zachowań. Zatyka nas. Bardzo często, kiedy jesteśmy świadkami przemocy, czujemy paraliżujący strach. Wiemy, że to jest niewłaściwie, ale nie potrafimy zareagować. Bo nikt nam nie powiedział jak, bo nigdy nie trenowaliśmy, jak się zachować właściwie i przyzwoicie, gdy ktoś przekracza nasze lub czyjeś granice.
Może więc przypomnę te granice. Bo one są. One nie są subiektywne. One są bardzo obiektywne. Zacznę z „wysokiego C”.
Po okrutnych doświadczeniach II wojny światowej, kiedy doszło niewyobrażalnych tragedii, kiedy „nieposzanowanie i nieprzestrzeganie praw człowieka doprowadziło do aktów barbarzyństwa, które wstrząsnęły sumieniem ludzkości”1, kraje uzgodniły, że niezbędne jest porozumienie się co do pewnego minimum, wspólnych zasad, które kraje zobowiążą się respektować, żeby zacząć budować lepszy świat, oparty na współpracy i szacunku, a nie przemocy. Tym wspólnym minimum były prawa człowieka. Powstała Deklaracja Praw Człowieka, potem Europejska Konwencja praw Człowieka, u których podstaw legło przekonanie, że każdy człowiek ma niezbywalną godność ludzką, a obowiązkiem państw jest chronienie jej i przestrzeganie praw człowieka z niej wywodzonych, bez względu na wiek, na płeć, z kim chodzi za rękę, z kim chodzi do łózka, i w jakiego boga wierzy albo nie wierzy, oraz bez względu na to, czy jest nieśmiały czy otwarty, czy ma warsztat czy nie, czy ma talent czy nie.
To jest ten horyzont, który ma być widziany, szanowany i respektowany wszędzie – również w szkołach teatralnych. My jako kraj także wpisaliśmy sobie te wartości i odwołanie do godności ludzkiej w Konstytucję. W preambule – na marginesie: polecam, ciekawy tekst – napisaliśmy: „Wszystkich, którzy dla dobra Trzeciej Rzeczypospolitej tę Konstytucję będą stosowali, wzywamy, aby czynili to, dbając o zachowanie przyrodzonej godności człowieka, jego prawa do wolności i obowiązku solidarności z innymi”.
Profesowie, profesorki, rektorzy, rektorki, pedagodzy, władze publiczne – wszyscy oni, my wszyscy, ja także - wszyscy jesteśmy zobowiązani do stosowania tej Konstytucji. Do poszanowania przyrodzonej godności człowieka.
Zapytałam studentów i absolwentów (poprzez ankietę na moim blogu, treść pytań można znaleźć ---> tutaj) o ich doświadczenia przemocy, nadużyć, naruszanie godności w szkole teatralnej. Ankietę wypełniło 39 osób: 13 mężczyzn (2 z nich stwierdziło, że nic takiego nie miało miejsca) i 26 kobiet. Oddaję im głos.
Agresja słowna
Personalne obelgi w kierunku konkretnych studentów - "dziwka", "chuj", "debil", „na ciebie szkoda czasu”.
„Nie potrafisz myśleć, nie nadajesz się na reżysera, nie jesteś warta pieniędzy, które szkoła na ciebie wydaje”.
Mobbing, agresja, poniżanie, wyśmiewanie, zastraszanie jako metoda edukacyjna.
„Czy ty jesteś jakiś kurwa niedorozwinięty", "jesteś pojebany", "ja cie kurwa wypierdolę"
Chęć "zmobilizowania" studenta przez zazwyczaj była odpowiednia, ale forma zupełnie nie, i przekraczała granice szacunku.
„Pani jak na kobietę to nawet nie jest głupia!"
Notorycznie ludzie z mojego roku (w tym ja) słyszeli od wykładowcy, że to, co prezentują, to nawet nie jest zero, ich praca porównywana była do gówna.
Przez semestr nie usłyszałam konstruktywnej krytyki, która pomogłaby poprawić moje błędy, za to były one ochoczo wytykane przez Panią Profesor.
Art. 30. Konstytucji RP: Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych.
Przemoc fizyczna
Regularnie byłem kopany, poniżany, wyzywany, a nawet zostałem opluty w twarz.
Jej metoda uczenia polegała głównie na:
- znęcaniu się psychicznym;
- poniżaniu studentów „jesteś chujowy”, „bozia nie dała talentu, ale to nie twoja wina” „pan/pani się nie nadaje do tego zawodu”;
- agresji fizycznej – potrafiła kopnąć studenta albo wyszarpać go za ubrania „żeby go obudzić”.
Prof. podbiegła do mnie i zaczęła mnie okładać pięściami po ramieniu. To nie było markowane. Biła mnie z całej siły pięściami. A ja? Obróciłam to w żart. W pewnym momencie moją taktyką stało się odpowiadanie jej jakimś chamskim żartem (oczywiście było to przeze mnie grane, bo w głębi duszy trzęsłam się z przerażenia).
To nie są metody. To są artykuły.
Art 217 Kodeksu karnego: § 1. Kto uderza człowieka lub w inny sposób narusza jego nietykalność cielesną, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Oczywiście nikt nie reagował na tę akty przemocy fizycznej i słownej. Wszyscy byli sparaliżowani. Najgorsze było to upokorzenie na zajęciach.
Płeć
Wielokrotnie przekraczał granice dobrego smaku. Jestem przekonana, że osoba ta uważa, że jej zachowanie było w porządku i mieściło się w ramach tak zwanej normy. O jakie sytuacje chodzi? O sugestywne oglądanie się za mną, dwuznaczne spojrzenia z obleśnym uśmieszkiem, którym towarzyszą teksty w stylu "ale masz zajebiste nogi!", "jaka piękna jesteś", "masz niesłychanie ponętne usta". Wszystkie te sytuacje wydarzyły się w miejscach publicznych, w szkole - na korytarzu, w hallu, w bufecie. Widząc go idącego z naprzeciwka, zmieniałam kierunek drogi, zawracałam, schodziłam innymi schodami. Jestem przekonana, że osoba ta uważa, że nie naruszyła żadnej granicy. Dla mnie jednak granica ta została przekroczona, ponieważ pracownik szkoły nie powinien odnosić się do studentki jak do dziewczyny podrywanej w barze. Czułam się w tych sytuacjach okropnie, jak nagie ciało na targu, a zachowanie tej osoby uważam za obleśne.
Bardzo zdolny facet, tylko do studentek podchodzi tak, że czujesz się jak kawałek mięsa. Nie respektuje granic, dotyka, oblepia wzrokiem, komentuje ubiór w sposób co najmniej dwuznaczny, w ogóle ewidentnie "podrywa". Kiedy się mu zwróci uwagę lub postawi wyraźnie granicę, jego bronią jest przemoc psychiczna. Obraża się, nie odzywa całymi dniami, robi sceny. Niby można by to olać, ale nie w sytuacji, w której trzeba z nim intensywnie pracować i widywać się codziennie. To również oczywiście nie przydarzyło się tylko mi.
Z perspektywy czasu widzę, że było to emocjonalne znęcanie się nad młodymi dziewczynami oraz faworyzowanie i podrywanie „ładnych chłopców”. Oczywiście uchodziło jej to na sucho, bo kobieta i „stara aktorzyca”.
Indywidualne konsultacje z piosenki. Komplementował mój wygląd (biust, pośladki ), było to niekomfortowe I bardzo zawstydzające dla mnie.
Monologi. Przez cały semestr była mowa o tym, że "powinno nastąpić jakieś przekroczenie w ciele". W końcu więc powiedział wprost, że uważa, że powinnam się masturbować w trakcie tej sceny. "Profesor" uważał, że powinnam wypowiadać ten monolog do niego. Profesor nalegał jeszcze, ale w końcu odpuścił, wystarczająco zadowolony już tym, żeby po prostu wyrazić w jakikolwiek sposób podniecenie. Było to obrzydliwe i szukałam pomocy u współstudentów/ek, prosząc ich, żeby przychodzili ze mną na zajęcia, ale polecili mi nie traktować go poważnie, ponieważ to przecież po prostu śmieszne i to taki "zabawny staruszek".
Komentarze o seksie, które przecież wszystkich śmieszą, ja jako kobieta czuje się ośmieszana codziennie. Komentarze sugerujące, ze powinnam być bardziej kobieca, komentarze wpływające na moje samopoczucie. Nie mówiąc w ogóle o korzystaniu z kobiecego dorobku kultury, w ciągu paru lat nauki nie Miałam styczności z żadnym tekstem napisanym przez kobietę na zajęciach praktycznych. Ale czego ja oczekuję...
Panuje ogólne przyzwolenie na taka atmosferę w naszym środowisku, szczególnie w stosunku do kobiet. Przez to ludzie wyrastają na aktorów, artystów którzy nie wynoszą ze szkoły szacunku do drugiego człowieka i przyzwalają na znęcanie się w życiu codziennym, nie umieją powiedzieć stop.
Seksistowskie komentarze, profesor, znany i doceniany aktor – całuje studentkę w policzek na zajęciach mówiąc „k****, nie mogłem się powstrzymać”.
Prof. kazał mi wypiąć w jego stronę "dupeńkę" i iść uwodzicielsko przed siebie, a głosem interpretował moje ruchy. W swoich licznych anegdotach twierdził, że będziemy autentyczne i plastyczne na scenie, dopiero wtedy, gdy stracimy dziewictwo.
Miałam jednorazową sytuację na zajęciach lalkowych kiedy profesor podszedł do mnie od tyłu i pokazywał bardzo blisko przytulony, jak mam animować lalką. Czułam w tym coś seksualnego, ale nie reagowałam ze strachu, że zostanę wyrzucona ze szkoły. Wstydziłam się mówić o tym.
Obecnie w szkole uczy profesor, który lubi zagadywać dziewczyny i czasem ręka zlatuje mu na kolano. Byłem świadkiem takich sytuacji, było to żenujące.
Pan Profesor nigdy nie kryje swojej mizoginii i seksistowskimi uwagami rzuca na prawo i lewo. ….ale to co dosłownie wryło mnie w ziemię to było - według profesora bardzo zabawne - w żarcie nazwanie mojej koleżanki "szmatą"….
Upokarzanie i znęcanie się psychiczne
"Mogę cię otruć? Nie chcę mi się z tobą pracować. Wszyscy pójdziemy do domu i będziemy szczęśliwi".
Na pierwszym roku prof. przy całej grupie studentów kazała mi zdjąć spodnie, chyba aby sprawdzić czy jestem w stanie pokonać blokadę i się otworzyć. Czułam się zażenowana i zaczęłam wykonywać to polecenie, ale pamiętam, że nie zdjęłam spodni całkowicie tylko stałam wryta w ziemię, a koledzy patrzyli się na mnie w milczeniu.
Bez żadnych oporów stosował przemoc psychiczną - bywały zajęcia przecudowne i zabawne, ale były i takie, kiedy rzucał obelgami, unosił się emocjonalnie bez przyczyny (warto tutaj zauważyć, że zażywał narkotyki, o czym każdy wie...). Często miały miejsce sytuacje, kiedy po prostu nie przychodził na zajęcia, bądź spóźniał się 30, 40, 60 minut. Często komentował poziom intelektualny. Na egzaminach mówił komisji, że pokaz jest beznadziejny, bo studenci nie chcieli przychodzić na próby. Na jeden egzamin (jego przedmiotu!) w ogóle nie przyszedł, a oceny wystawił.
Jej metoda zakładała "gnojenie" każdego studenta, bo tylko tak można się wg pani profesor nauczyć życia w zawodzie.
Profesor - rzucał krzesłami i wychodził z sali, rzucał w studentów przedmiotami, używał przemocy psychicznej i gier emocjonalnych ("Najbardziej mnie cieszy, że nie jesteście dla mnie żadną konkurencją". "Kto was szantażuje że musicie być w tej szkole”).
"Nie masz talentu", "Wypierdalaj, nigdy nie będziesz aktorem" było na porządku dziennym. W tym też było wiele "żartobliwych" zwrotów typu "różnica między tobą a wiadrem gówna, to wiadro."
Art. 40 Konstytucji RP: Nikt nie może być poddany torturom ani okrutnemu, nieludzkiemu lub poniżającemu traktowaniu i karaniu. Zakazuje się stosowania kar cielesnych.
Art. 207 Kodeksu karnego: § 1. Kto znęca się fizycznie lub psychicznie nad osobą najbliższą lub nad inną osobą pozostającą w stałym lub przemijającym stosunku zależności od sprawcy, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
Szacunek
Innym tematem, który myślę, że warto jest poruszyć jest kwestia tolerancji wśród studentów aktorstwa do osób o odmiennej orientacji seksualnej. Byłem w ogromnym szoku, spotykając się z komentarzami, aluzjami na temat mojej seksualności wśród studentów – myślałem, że kto jak kto, ale artyści będą w tym względzie otwarci i tolerancyjni, ale myliłem się.
Profesor wielokrotnie zastraszała ich, obrażała ("ja nie lubię takich ludzi, jak ty"), nie potrafiła wytłumaczyć zagadnień, wyrażała się z pogardą w stosunku do mniejszości (etnicznych, rasowych, seksualnych itp), łamała granice bliskości (dotykanie studentów bez ich zgody), próbowała ingerować w wyniki ankiet.
Komentarze seksistowskie, rasistowskie, homofobiczne są niestety na porządku dziennym. Tak jak mówię, nie wszyscy. Spotkałam dużo wspaniałych profesorów i wspaniałych ludzi pełnych szacunku. Nie śmieszą mnie żarty o piersiach kobiecych, o seksie, nie śmieszą mnie pytania skierowane do moich kolegów „czy zachowujesz się tak bo nie podobają Ci się kobiety?”. Czuje się bezradna.
Fuksówka. Osobny i potężny temat, którym trzeba się zająć.
Art. 31 Konstytucji RP: Każdy jest obowiązany szanować wolności i prawa innych.
Czy reagowałeś/łaś? Czy coś z tym zrobiłaś/łeś?
Nigdy nic z tym nie zrobiłam, bo relacja nowy profesor - student jest na tyle szokująca i absorbująca, że nie uświadamiasz sobie pewnych rzeczy.
Przyzwolenie na przemoc jest ogromne I nikt nie reaguje.
W szkole niepewność jest dużym problemem, bo przecież wylatują nawet na 3. roku, dlatego trudno się przeciwstawić, tym bardziej, że wszyscy dookoła (władze) o wszystkim wiedzieli, latami.
Wszyscy wiedzieli jaki jest. Jedni się wkurzali, inni przymykali oko i się z niego śmiali... Ale wrażliwość studentów jest różna, bywały osoby, które miały stwierdzone przez lekarza stany depresyjne przez to, co dzieje się w szkole.
Byliśmy bezradni wobec tego, w jaki sposób nas traktowano.
Brałam na siebie winę. Wiedziałam, że nie powinno się do mnie w ten sposób odnosić, ale myślałam, że może moja praca faktycznie jest tak zła. Dzisiaj wiem, że nawet jeżeli by była, to była ona tez prowadzona przez moich pedagogów i reprezentowała nie tylko mnie, ale też ich.
Reszta pedagogów - odpowiedzi typu "Ha, każdy musi to przeżyć", "z tym się nie da nic zrobić", "przesadzasz, jest po prostu wymagający".
Od wypisywania ankiet, poprzez prywatne rozmowy z bardziej zaufanymi wykładowcami, kończąc na oficjalnych spotkaniach z opiekunem roku i Panią dziekan. Nigdy nie przyniosło to żadnego skutku.
Ankiety. Sytuacja się nie zmieniła. Kiedy student mówił o swoim problemie pedagogowi, sprawa została obracana w żart, bądź stawiana jako wymysł studenta niepokrywający się z rzeczywistością.
Walczyłam o sprawę "Słabego roku". Spotykaliśmy się z regularną manipulacją emocjonalną, oszustwami, kłamstwami, sprowadzaniem nas - studentów do najniższego poziomu w jakiejś pseudo hierarchii. Jestem dumna, że walczyliśmy, ale było to również bardzo wykańczające.
Nie, uznawano to za specyfikę tej szkoły oraz za polski obyczaj
Rozmowy z dziekanem, bez rezultatu. W opisanym powyżej przypadku rządziła reguła "ona ma taką metodę, jest aktorką teatru XYZ i ma znajomości, więc lepiej jej nie podpaść i trzeba zagryźć zęby..."
Pedagog został zwolniony. Po latach.
Mieliśmy rozmowę z dziekanem który wyraźnie zasugerował, że musimy szczerze wypełniać ankiety oceny pedagoga. Po tej rozmowie część studentów z pewnością z większą odwagą i wiarą wypełniła ankiety. Być może przyniosło to zamierzony efekt, ponieważ byłem jednym z ostatnich roczników, który miał wątpliwą przyjemność bycia tresowanym przez prof. X.
Co roku studenci piszą pismo w sprawie prof. Y, oddają także negatywne ankiety. W tym roku odbyła się mediacja w ww. sprawie, która zakończyła się wyłącznie tym, że grupy dotychczas prowadzone przez panią profesor zmieniono miejscami.
Ankiety które wypełniamy na koniec semestru, roku nic nie dają. Pedagodzy uczą nadal, a co więcej po zapoznaniu się z ankietami będą uczyć i najprawdopodobniej będzie się mścić.
Czasem sprawcami były osoby z władz szkoły, więc trudno było szukać wsparcia gdziekolwiek.
Problem jest w tym, że boję się. To moja wina, boje się walczyć z wielkimi nazwiskami, które są zaprzyjaźnione z władzami szkoły. Boje się nie mieć pracy w przyszłości. To moja wina i pluje sobie w brodę. raz moi znajomi, którzy byli dręczeni zareagowali, poparłam ich, ale mogłam bardziej, mogłam więcej. Przyrzekłam sobie w te wakacje, ze już nie będę siedzieć cicho.
Refleksje
Bardzo łatwo im było zapomnieć, że gramy do jednej bramki. W szkole wielokrotnie czułam, że z profesorami trzeba walczyć (są od tego oczywiście wyjątki, które pomogły przetrwać), albo walczyć o ich wskazówki.
Uważam, że powinny być spotkania z psychologiem, żeby sprawdzał czy wszystko jest ok. Bo przecież ten studia/zawód ingerują w psychikę.
Uważam, ze w szkole powinno się uczyć tolerancji. Szacunku. Nie powinni tego robić profesorowie, którzy pracują tu od 150 lat, ale specjalnie zatrudnieni ludzie.
Jest pokłosie starego systemu myślenia, zgodnie z którym studenta trzeba krytykować, gnoić i zastraszać, żeby pracował i był "twardy", co wynika z braku kształcenia się naszych pedagogów i ich zamknięcia w bardzo hermetycznym środowisku. Nie potrafimy ufać swoim profesorom, którzy manipulują naszymi uczuciami, w konsekwencji nie wiemy już, która z uwag jest tą szczerą, za którą mamy podążać.
Ogólnie nie rozumiem braku szacunku do studentów. Mówienie komuś ze nie może popełniać błędów jest nie na miejscu, jesteśmy w szkole! W szkole nie chodzi o to aby przetrwać ale o to aby jak najwięcej się nauczyć. Byłam świadkiem kiedy pedagog potrafił w bufecie dać brudny talerz studentowi który jadł i powiedział „żeby odniósł”. Wgl co to ma być? Nie dotyczy to zajęć, ale samego stosunku.
Wierzę, że teatr można tworzyć w sposób mniej opresyjny, szanując się jako ludzie, wspierając się i dążąc do wspólnego celu. Dobry pedagog prowadzi studenta, wydobywa jego mocne strony i ukazuje słabe. My czujemy się całkowicie porzuceni i zagubieni w procesie nauczania.
Chciałabym, aby przestał istnieć argument że "Tak było zawsze i nikt nie narzekał". To że coś istniało od zawsze, nie znaczy że było to w porządku.
Bo jest w tej szkole oczywiście też wielu fantastycznych pedagogów, takich jak A, B, C, D, E, F, G którzy sprawiają, że nauka w tej szkole ma sens, przynosi rozwój i radość oraz po prostu tworzą dobre wspomnienia.
Obroniłem się i zakopałem to w sobie, zapomniałem, chociaż jak teraz o ty piszę cały się trzęsę z emocji, czyli coś jednak było nie tak. Minęło 13 lat.
Może to co piszę, nie wyda Ci się bardzo pomocne, ale czuję, że mi pomaga teraz.
Cieszę się, że mogę o tym anonimowo napisać bo ma to spory wpływ na moje obecne życie, też zawodowe.
To tylko niektóre głosy. Wiele osób po odezwało się do mnie prywatnie, by móc o tym napisać, opowiedzieć, ale nie chciało wypełniać ankiety.
Nie zabieram głosu po to, aby zacząć polowanie na czarownice. Chciałam, aby wybrzmiało publicznie to, o czym mówi się w kulisach. Choć znam nazwiska, nie ujawnię ich. Liczę, że władze szkół dokonają rachunku sumienia, przyjrzą się odważnie nagromadzonym brudom zamiecionym pod dywan i wprowadzą zmiany. O to mi chodzi - aby doszło do zmiany. To jest możliwe - przykładem Akademia Teatralna w Warszawie.
Wierzę, że jest na to przestrzeń i potencjał również w innych szkołach. Oto prywatna wiadomość od znajomego wykładowcy:
Czy jest szansa, że opublikujesz wnioski z tych badań? Jako wykładowca, ale też aktor, emocjonalny człowiek być może, nieświadomie, przekraczam granicę, popełniam błąd. Staram się tego wystrzegać, ale... mogło mi coś umknąć. Twoje badania mogłyby posłużyć jako źródło refleksji, kompas, co robić, by nie krzywdzić. Będę wdzięczny, ale zrozumiem, jeśli do publikacji nie dojdzie.
Ten pedagog był wzmiankowany w ankiecie - jako ten, który daje siłę, sens i inspirację.
Co można zrobić?
Przede wszystkim – otwarcie zacząć rozmawiać. W tej rozmowie, która powinna być kilkuetapowym procesem, przyda się uważny, może zewnętrzny moderator. Po drugie – słuchać. Trzeba do tego odwagi – aby wysłuchać wielu trudnych i przykrych rzeczy. Ale poza tym studenci naprawdę mają wiele ważnych i potrzebnych rzeczy do powiedzenia, lecz Wam, pedagogom, władzom uczelni, z jakichś przyczyn nie mogą zaufać…
Trzeba zacząć budować kulturę dialogu i szacunku.
Szkolić – są organizacje pozarządowe jak np. Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego czy Fundacja Przeciw Kulturze Gwałtu, które opracują program warsztatów antydyskryminacyjnych, antyprzemocowych, pomogą zrozumieć, co jest nie tak, przeszkolą, jak reagować, powiedzą, jak rozpoznać granicę między jakąkolwiek metodą a łamaniem Konstytucji i praw człowieka. Te szkolenia i programy są niezbędne wszystkim – studentom i studentkom, kadrze profesorskiej, władzom uczelni.
Edukować o prawach człowieka. W szkołach teatralnych powinno być miejsce na edukację o społeczeństwie i o prawach człowieka po to, aby możliwa była edukacja oparta na wartościach, a nie na przemocy. Aby uczyć o wspólnej odpowiedzialności za świat, który tworzymy – tak na scenie, jak i w życiu. Aby te słowa z ustawy o szkolnictwie wyższym (w aktach prawnych są naprawdę świetne teksty), dzięki wspólnej pracy studentów i profesorów, miały odzwierciedlenie w rzeczywistości:
„Uznając, że dążenie do poznania prawdy i przekazywanie wiedzy z pokolenia na pokolenie jest szczególnie szlachetną działalnością człowieka, oraz dostrzegając fundamentalną rolę nauki w tworzeniu cywilizacji, określa się zasady funkcjonowania szkolnictwa wyższego oraz prowadzenia działalności naukowej w oparciu o następujące pryncypia: (...) – każdy uczony ponosi odpowiedzialność za jakość i rzetelność prowadzonych badań oraz za wychowanie młodego pokolenia, – uczelnie oraz inne instytucje badawcze realizują misję o szczególnym znaczeniu dla państwa i narodu: (…) współkształtują standardy moralne obowiązujące w życiu publicznym”.
Art. 2. Misją systemu szkolnictwa wyższego i nauki jest prowadzenie najwyższej jakości kształcenia oraz działalności naukowej, kształtowanie postaw obywatelskich, a także uczestnictwo w rozwoju społecznym (...)2.
Wspólna odpowiedzialność
Czasem moi koledzy, koleżanki artyści mówią: „nie zajmuję się polityką, ja się zajmuje sztuką”. Ale polityka zajmuje się nami. I to, jaki mamy system, czyli jakich od dziecka uczymy się i jakie propagujemy wartości, zależy od polityki. Ale polityka to tak naprawdę nie scena dla polityków, lecz scena wspólna, publiczna; polityka – to troska o dobro wspólne. Zatroszczmy się więc o to wspólnie, a zacznijmy – od swojego podwórka. Wiele w naszym społeczeństwie zostało zaniedbane – a efekty widoczne są wszędzie, nie tylko w szkołach teatralnych. Taką mamy demokrację, na jaką nas stać. Takie będziemy mieć warunki do uprawniania naszego zawodu, takie będziemy mieć poszanowanie praw człowieka, na jakie nas stać – w szkołach, na ulicach, w teatrach, w kraju. Słuchajmy się, wspierajmy, szanujmy, reagujmy, bądźmy solidarni, a kiedy trzeba, chodźmy a wybory. To jest nasza wspólna odpowiedzialność za to, co się dzieje – u nas na podwórku, u nas w szkole, u nas w kraju.
I jeszcze dwa głosy
Na koniec przytoczę jeszcze dwa głosy, ale nie z ankiety. I nie z obecnych czasów.
"Tu wzajemnie zaufanie stwarza z przeciętnego materiału aktorskiego dobry teatr, a brak zaufania szmirę, kabotyństwo, kłamstwo, udawanie. Tu zawód aktora może się stać albo ubliżeniem godności człowieka, albo wyzwoleniem człowieczeństwa. Tu się jest albo dżentelmenem, albo kanalią. (...)
Teatr w Polsce będzie nadal zły, jeśli go nadal będą organizować ludzie niezdolni do stworzenia pracy zespołowej”.
Poznajecie? To Stefan Jaracz, z 1936 roku3. A teraz głos z zagranicy:
„Pracować twórczo można tylko w warunkach sprzyjających, a ten, kto przeszkadza w ich stworzeniu – popełnia zbrodnię wobec sztuki i społeczeństwa, któremu mamy służyć” - Konstanty Stanisławski4.
Alina Czyżewska
1. Powszechna Deklaracja Praw Człowieka, przyjęta i proklamowana rezolucja Zgromadzenia Ogólnego ONZ 217 A (III) w dniu 10 grudnia 1948 r.
2. Ustawa z dnia 20 lipca 2018 r. Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce.
3. Stefan Jaracz, Organizacja pracy w Teatrze. Praca Aktora, Referat ZASP, 1936 r.
4. Konstanty Stanisławski, Etyka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2010, s. 44.