Return to site

Odczepcie się od wyglądu uczniów i przestańcie łamać prawa człowieka

Felieton dla ngo.pl

„Uczniowie: przychodzą do szkoły żeby się uczyć.
Nauczyciele: aLe NaM sIę NiE pOdObA jAk WyGlĄdAsZ bEeEe😡”

(cytat z komentarza w jednej z grup uczniowskich na Facebooku, pisownia oryginalna)

To naprawdę nie jest wasza sprawa, nauczyciele i nauczycielki. Macie przyglądać się rozwojowi uczniów – nie tropić, czy pod rękawem są tatuaże, tylko mieć uważność i mądrość, kiedy spod rękawa wystają blizny od samookaleczania. Albo sińce od przemocy w domu. To powinno zwracać waszą troskliwą uwagę. Nie pofarbowane włosy.

Mam nadzieję, że ten emocjonalny tytuł zwróci uwagę nauczycieli i nauczycielek, a także dyrektorów, dyrektorek i organów prowadzących (tak po prawniczemu mówi się o miastach czy gminach, które zakładają i prowadzą szkoły) oraz rodziców na powszechne łamanie praw człowieka w szkołach. Bo uczniowie i uczennice to ludzie, ale – jak pisałam już miesiąc temu – szkoły często zachowują się, jakby prawa człowieka w szkole nie obowiązywały.

W wielu szkołach za makijaż, kolczyk w nosie albo kilka w uchu, pomalowane paznokcie, pofarbowane włosy – nawet na naturalny kolor (a co dopiero na zielony!), za dredy czy tatuaż uczniów i uczennice spotykają szykany. Dostają nagany, ujemne punkty z zachowania, słyszą groźbę wydalenia ze szkoły za niepodporządkowanie się, otrzymują uwagi, bywają publicznie wyśmiewani i wyśmiewane przez nauczyciela, gdy ich wygląd nie odpowiada jego gustowi. Bywa nawet tak, że szkoła nie stworzyła w statucie obostrzeń w tej sprawie, ale na przykład matematyczka „nie życzy sobie”, aby na jej lekcji ktoś miał makijaż. Nakazuje więc uczennicy natychmiast pójść do toalety umyć twarz.

Powiecie: „ale w szkole trzeba wyglądać porządnie!”. Po pierwsze: co to znaczy: porządnie? Po drugie: jaki przepis to określa?

Po trzecie: a dlaczego w zasadzie trzeba wyglądać „porządnie” – w rozumieniu braku makijażu, niefarbowanych włosów? Czy to znaczy, że nauczycielki w makijażu, farbowanych włosach i z kolorowymi paznokciami wyglądają nieporządnie? A może uważacie, że te rzeczy są „porządne” dopiero od pewnego wieku? Od jakiego? Kto o tym decyduje? Bo na pewno nie prawo.

Kto decyduje o estetyce?

Żadne prawo nie nakazuje komukolwiek podporządkowywać się gustowi innej osoby.

W mojej podstawówce była nauczycielka. Osoba bardzo otyła, miała tlenione włosy z pasemkami w co najmniej trzech kolorach, w tym delikatnie różowym i niebieskim, mocny makijaż różowo-niebieski, ubranie za bardzo dopasowane do ciała, uwypuklające wałeczki. Według mojego gustu – wyglądała nieestetycznie. Ja bym się tak nie ubrała, nie pomalowała. Dzieciaki się z niej podśmiewały.

Ona jednak była z siebie zadowolona, wałeczki obnosiła dumnie i nikt nie kazał jej ubierać i malować się inaczej. Subiektywną ocenę uczniów i nauczycieli na temat jej wyglądu miała gdzieś. Nikt jej nie wyrzucił z pracy, nie wszczął dyscyplinarki, nie pozbawił nagrody, nie wpisał minusa.

Dlaczego więc subiektywna ocena nauczyciela ma decydować o tym, co jest u ucznia estetyczne? Zadania i obowiązki nauczyciela, ucznia oraz szkoły są określone w prawie. Osobiście nauczyciel może mieć zdanie o kolorze moich włosów, ale żadne prawo nie pozwala mu na ingerowanie w tę przestrzeń, kiedy pełni funkcję publiczną – czyli kiedy jest nauczycielem.

W szkole rządzi prawo, a nie widzimisię

Zerknijmy w obowiązki nauczyciela (Karta Nauczyciela):

„Art. 6: Nauczyciel obowiązany jest:

1) rzetelnie realizować zadania związane z powierzonym mu stanowiskiem oraz podstawowymi funkcjami szkoły: dydaktyczną, wychowawczą i opiekuńczą, w tym zadania związane z zapewnieniem bezpieczeństwa uczniom w czasie zajęć organizowanych przez szkołę;

2) wspierać każdego ucznia w jego rozwoju;

3) dążyć do pełni własnego rozwoju osobowego;

3a) doskonalić się zawodowo, zgodnie z potrzebami szkoły;

4) kształcić i wychowywać młodzież w umiłowaniu Ojczyzny, w poszanowaniu Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, w atmosferze wolności sumienia i szacunku dla każdego człowieka;

5) dbać o kształtowanie u uczniów postaw moralnych i obywatelskich zgodnie z ideą demokracji, pokoju i przyjaźni między ludźmi różnych narodów, ras i światopoglądów”.

Ktoś powie: „dobra, dobra, Alina, ale dziecko musi się nauczyć, jak się dostosować do świata, przecież kiedy pójdzie do pracy w fioletowych włosach, to nikt go nie przyjmie”.

Po pierwsze: musi się dostosować do świata? Brr. Doda ktoś – „to dla jego dobra”. Brrr. Kiedyś dzieci dla ich dobra prewencyjnie bito. Może więc nie uzurpujmy sobie prawa do wszechwiedzy opartej na subiektywnym widzimisię?

Po drugie: dziecko teraz jest w szkole, a nie w pracy. Jest więc w takim momencie rozwojowym, że szuka swojej tożsamości, odrębności bądź – przeciwnie – szuka przynależności do jakiejś grupy, kształtuje się jego osobowość, zaznacza odrębność. Tak, jak nie karzemy sześciolatka w przedszkolu za to, że się zsikał w majtki, argumentując: „bo w pracy się nie sika w majtki!”, tak samo uznajmy, że rolą szkoły nie jest tresura do pracy (i to jeszcze w jakimś wyobrażonym reżimie). W trakcie edukacji szkolnej zachodzą u dziecka naturalne procesy rozwojowe, które szkoła ma obowiązek wspierać, a nie hamować. Nauczyciel – także! Nasz wygląd to także sposób ekspresji swego „ja”, określania i poszukiwania siebie. Nie jest zadaniem szkoły ciosać młodego człowieka według swego wyobrażenia, według jednego wzorca – powstałego w głowie nauczycielki czy w wizji rady pedagogicznej, zawartej w statucie. Szkoła i nauczyciel – według prawa – ma wspierać ucznia w jego rozwoju. Co robi tymczasem?...