Return to site

Jak władza uderza do głowy. Dyrektor Kijowski w Olsztynie traci kontakt z rzeczywistością.

· Olsztyn konkurs

Przykro.

Zachowanie dyrektora Janusza Kijowskiego, dyrektora Teatru Jaracza w Olsztynie, robi się coraz bardziej niesmaczne. Przykro być tego świadkiem, jak władza powoduje, że człowiek odrywa się od rzeczywistości.

"Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść..."

Dyrektor atakuje wszystkich dookoła, z nazwiska, na swoim Facebooku. Dlaczego? Zaczęły wyciekać informacje, np. o tym, że wypłaca sobie niezłe sumy za reżyserię (80 tys. zł, czyli ponad dwa razy więcej niż zaproszonym reżyserom) oraz za "doradzanie artystyczne" przy nie swoich spektaklach - po 20 tys. Do tego mnóstwo innych, mniej mierzalnych spraw. O te i inne umowy, jakie z teatrem zawierał Janusz Kijowski, zawnioskowałam do teatru - odmówiono mi uzasadniając, że sparaliżowałoby to pracę teatru. Cóż, zamiast realizować konstytucyjne (!) prawo do informacji, dyrektor zajmuje się obrażaniem kolejnych ludzi. Tym razem padło na Mariusza Sieniewicza.

broken image

Przeczytajcie cały post z odpowiedzią Sieniewicza, bo warto: odpowiedź-sieniewicza-FB.

Ze swojej strony dodam tylko - teatr to nie prywatny biznes ani prywatny folwark. A Pana, Panie Januszu, utrzymują - w dosłownym rozumieniu - mieszkańcy, obywatele i obywatelki. Pieniądze, które Pan sobie przyznaje, które Pan "otrzymuje" od Marszałka, nie są ani Pana pieniędzmi, ani Marszałka. To pieniądze obywateli i obywatelek. I pracujecie dla nich. I macie wobec nich zobowiązania. Wśród nich - m.in. zasada z ustawy o finansach publicznych, że wydatki publiczne powinny być dokonywane w sposób celowy i oszczędny, z zachowaniem zasad uzyskiwania najlepszych efektów z danych nakładów, optymalnego doboru metod i środków służących osiągnięciu założonych celów.

A Pana zachowanie na Facebooku (tylko takie znam, o innych tylko słyszałam), jest nie tylko niegrzeczne, nieprzyzwoite i chamskie, ale nie licuje z Pana funkcją publiczną i związanymi z nią obowiązkami. Na wszelki wypadek przypomnę - Konstytucja, Art. 30:

Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych.
 

Preambuła: Wszystkich, którzy dla dobra Trzeciej Rzeczypospolitej tę Konstytucję będą stosowali (czyli także Pan, tak tak, jako przedstawiciel publicznej instytucji) wzywamy, aby czynili to, dbając o zachowanie przyrodzonej godności człowieka.

---

W odpowiedzi Sieniewicza mnie urzekł ten fragment:

"Panie Januszu, teraz moja prywatna sprawa: proszę nigdy, ale to nigdy nie myśleć, nie mówić, ani tym bardziej pisać, że teatr mnie utrzymywał (w domyśle, rozumiem: Pan). To zawstydzająco płytkie i nieco poniżające. Od pewnego czasu Pana empatia przypomina skórę słonia. Nie wiem, czy lepiej być chamem, czy utrzymankiem?

Wyznam coś skandalicznego w Pana stylu, choć nie w treści: to ja przez 11 lat utrzymywałem teatr. Swoją pracą, swoimi pomysłami, projektami, swoim zaangażowaniem i wiarą, że z tą teatralną ekipą możemy zamachnąć się na rzeczywistość. Jestem bezczelny! Ja utrzymywałem, podobnie jak ci, którzy dzień po dniu utrzymują teatr: aktorzy, pracownicy techniczni, administracyjny, panie sprzątające. One, zwłaszcza one utrzymują teatr najbardziej, ponieważ dostają za swoją pracę najmniej.

Podpisywanie listy płac nie swoich pieniędzy jest wyłącznie symboliczną władzą (choć, jak podpowiada Lacan niezwykle kuszącą). Powiem więcej: oni wszyscy utrzymują Pana jako dyrektora. Pan jest na ich garnuszku poświęcenia, oddania i zwykłej, codziennej pracy. To oni polerują Pańskie epolety. Sukces zatrzymuje się w gabinecie, porażkę można zawsze zepchnąć niżej, do pracowniczych pokojów i garderób. "Teatr to ja", proszę przyznać, brzmi nie tylko pretensjionalnie, ale i arogancko. Moje życie tak się potoczyło, że też pełnię funkcję dyrektora. Każdego dnia, gdy przekraczam próg "mojej" - wróć!: nie "mojej", lecz naszej instytucji, widzę, że mój "prestiż", mój "sukces", moje "dyrektorowanie" nie jest feudalnym walorem, lecz znaczy tyle, ile wyciśnięty mop pani, która zarabia niewiele więcej niż kilka porcji restauracyjnych - tak bliskich Pana podniebieniu - małży. Może dlatego nienawidzę małży, a najniżej stojący, najsłabiej opłacani w Pana hierarchicznym, feudalnym świecie pracownicy, wywołują we mnie speszenie.

To nie instytucje utrzymują ludzi. Jest dokładnie na odwrót.
Nieodmiennie dziękuję za "wybitnego polskiego prozaika" (fajnie byłoby nie słyszeć w tym ironii). Chcę wierzyć, że w Pana przypadku twórczy, reżyserski doktor Jekkyl, przezwycięży dyrektorskiego Mr Hyde'a. Noc musi się kiedyś skończyć."

----

Pozdrawiam.

Alina Czyżewska