Po publikacji reportażu Igi Dzieciuchowicz w Gazecie Wyborczej 9 lutego 2021 o nadużyciach podczas prób do spektaklu dyplomowego studentek i studentów Wydziału Teatru Tańca w Bytomiu w reż. Pawła Passiniego, zebraliśmy się "bez żadnego trybu", oddolnie, w gronie około 30 osób: aktorzy, studentki, reżyserki, dramaturdzy na spontanicznie zwołanym spotkaniu online, by porozmawiać o przemocy w środowisku teatralnym: o mechanizmach, przyczynach milczenia i niereagowania, o własnych doświadczeniach i o prawie.
Podczas spotkania Piotr Regdos robił zapiski - oto jego "Notatki ze spotkania o przemocy".
Alina Czyżewska
Notatki ze spotkania o przemocy (10 lutego 2021)
Kultura przemocy jest obecna w polskim społeczeństwie na każdym kroku. Wszyscy zostaliśmy w niej wychowani, a także w mniejszym lub w większym stopniu zostaliśmy przez nią doświadczeni w naszym codziennym życiu. Świadomość społeczna co do istnienia oraz skali tego zjawiska wzrasta, co nie oznacza, niestety, że przemoc całkowicie zniknęła z zachowania każdego z nas, czasami może się ona pojawić w sposób nieświadomy.
Nie jest to żadne usprawiedliwienie dla jej stosowania i powinna być tak samo tępiona jak każdy inny przejaw przemocy. Najważniejsze jednak jest to, że im bardziej świadomi jej obecności jesteśmy, tym lepiej możemy zareagować, nawet jeśli to my zachowamy się w sposób przemocowy. Musimy więc wszyscy bardzo świadomie podchodzić do zwracania nam uwagi poprzez osobę trzecią - może to ja faktycznie w danym momencie użyłam/użyłem przemocy? Nie bójmy się mówić o przemocowym zachowaniu, ale też nie bójmy się wysłuchać, jeśli ktoś ma zastrzeżenie do nas samych.
Jak reagować na przemoc?
Duży problem w przypadku zachowań przemocowych stanowi brak społecznie i kulturowo zarysowanych granic. Mamy do czynienia z aktami naruszającymi godność drugiej osoby oraz takimi, które bez cienia wątpliwości możemy już zaliczyć do przemocy, natomiast w wielu wypadkach granica tego, co już jest przemocą lub co uznajemy za przemoc, jest zatarta – i zależy od indywidualnego wrażenia (na które przecież składa się wiele czynników, jak doświadczenia własne, pozycja w hierarchii, świadomość). Jest to jeden z powodów, dla których tak wiele działań przemocowych uchodzi w dzisiejszych czasach na sucho, szczególnie w społeczności teatralnej i filmowej, gdzie przemoc nazywa się “metodą artystyczną”.
Wydawać by się mogło, że w takim stanie rzeczy nie możemy nic na to poradzić - no przecież to metoda, musimy się z tym pogodzić. Paradoksalnie jednak mamy do dyspozycji nie tylko szereg środków, które pozwalają nam na przemoc reagować, ale też wspomniana wcześniej indywidualność daje prawo każdemu z nas wyznaczyć własną granicę, której nie chce przekraczać i którą należy uszanować, dając możliwość zareagowania już poprzez powiedzenie wprost, że dane działanie sprawia ból lub dyskomfort bądź godzi w naszą godność.
Czerwone lampki w naszej głowie
Czasem zapala się nam czerwona lampka „coś jest nie tak” - to pierwszy sygnał, żeby się przyjrzeć temu, co się dzieje, a nie ignorować. To owszem, może być fałszywy alarm czy tzw. „przewrażliwienie” - ale jednak znacznie częściej, kiedy rozmawiamy ze znajomymi już po jakiejś toksycznej pracy, to okazuje się, że prawie każde z nas miało takie czerwone lampki w głowie, ale nie dzieliło się z innymi, a gasiło je. No bo jak można być tak nieufnym na początku pracy? Przecież aktor musi być otwarty!
Co zrobić z tą czerwoną lampką? Dobrze pogadać z kimś z grupy o tym uczuciu – może ktoś inny też poczuł/a, że coś jest nie tak, ale głupio mu/jej "wyskoczyć" z tym, skoro inni milczą. Bardzo często intuicyjne poczucie, że coś jest nie tak, rodzi się w wielu głowach w tym samym czasie, ale jakoś nie dzielimy się tym z sobą. Więc - zacznijmy. Zaufajmy sobie.
Kiedy zapala się ostrzegawcza, czerwona lampka dotycząca czyjegoś przemocowego zachowania, tu i teraz, wobec mnie czy koleżanki na scenie, można powiedzieć wprost: “słuchaj, nie bardzo podoba mi się ton, jakim wydajesz mi polecenia”; “słuchaj, nie krzyczmy do siebie na próbie”; “proszę, nie krzycz na mnie”; “nie, nie zdejmę spodni, to jest dla mnie niekomfortowe i uważam, że nie jest w tym momencie konieczne”; “ czuję się dziwnie, jak krzyczysz na zespół” itp. To nie zawsze musi być ostra konfrontacja. Musimy oczywiście zakładać, że być może nasz odbiór sytuacji jest mylny, zaś zachowanie nie ma w sobie nic złego, ale może się okazać, że jednak jest to przemoc. Jeśli przemilczymy sprawę, to nie dojdziemy nigdy do tego, czy to była przemoc czy nie, ale jej skutki możemy na sobie odczuwać tak czy inaczej. Jeśli powiemy wprost i na głos o danym zachowaniu, otworzy się pole do analizy i dyskusji nad daną sytuacją - i możliwości reakcji.
Ponieważ mogą pojawić się momenty wątpliwości w sytuacji powodującej zapalenie czerwonej lampki, ważne jest porozmawianie o tym z innymi - z otoczeniem, ze znajomymi. Być może to tylko mryganie, które zaraz się uspokoi, ale może się równie dobrze okazać, że ktoś obok odpowie “no tak, mnie się też w tym momencie zapaliła ta lampka”. Rozmawianie ze sobą pomaga zidentyfikować przemoc.
Wiemy, jak trudno jest być tą pierwszą osobą, która wprost powie o wyrządzanej krzywdzie, ale po tej pierwszej - kolejnym jest dużo prościej. Jeśli przemoc jest mniej widoczna (mniej "spektaklularna"), ale rozciągnięta w czasie, warto robić sobie notatki i zaznaczać, kiedy i co miało miejsce (z czasem zapominamy fakty, a pamiętamy tylko powstałe wrażenie) lub też zbierać dowody na wypadek przyszłego procesu (nagranie z próby).
Strach
Od reagowania na sytuacje przemocowe najczęściej powstrzymuje nas strach. Mamy do czynienia z siatką różnych zależności, od ekonomicznych, przez psychiczne, aż po relacje władzy i zależności. Ten strach wynika z zakorzenionego w nas poczucia, że przemoc jest chlebem powszednim i nic się z tym nie da zrobić, a także z braku procedur, pozwalających na nią reagować. Należy jednak pamiętać, że niezależnie od tego, czy osoba stosująca przemoc jest wielkim mistrzem i autorytetem, szanowanym w środowisku, czy jest naszym przełożonym, to wszystkim nam przysługują takie same prawa - żeby tylko zacząć wymieniać: począwszy od praw człowieka i konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej - do bycia traktowanym na równi, z poszanowaniem godności ludzkiej. Często wchodząc w daną relację zależnościową (dostając etat w teatrze, stając się studentką w szkole teatralnej, pracując w zespole reżysera, który nas przyjął do projektu) zapominamy, że przez cały czas oprócz naszego tymczasowego stanowiska czy zawodu jesteśmy osobnym podmiotem prawnym i osobnym bytem, któremu należy się szacunek. Będąc aktorem, aktorką, nie przestajemy być człowiekiem. Konstytucja:
Art. 30.
Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych.
Art. 31.
1. Wolność człowieka podlega ochronie prawnej.
2. Każdy jest obowiązany szanować wolności i prawa innych.
Często ludzie mówią, że nie mają pojęcia, dlaczego w danym momencie nie zareagowali na krzywdę dziejącą się im, albo której byli świadkiem. Wpływa na to m.in. wspomniany wcześniej brak społecznych scenariuszy i procedur pozwalających reagować na przemoc, wpływa wychowanie w polskim systemie edukacji, wpływa mnóstwo rzeczy. Dobrze jest jednak zaryzykować i powiedzieć o zapaleniu się czerwonej lampki. Nie trzeba rzucać oskarżeń, nie trzeba drzeć koszul, nie trzeba iść od razu do sądu (choć dobrze mieć na uwadze istnienie możliwych dróg oficjalnych lub prawnych), ale na pewno trzeba zabrać głos. Zabierając głos, ośmielamy i pomagamy zabrać głos także innym. Dzięki temu będziemy w stanie umacniać świadomość absolutnego potępienia dla przemocy i zaczniemy się przyzwyczajać do życia w otwartym społeczeństwie, wykorzenimy dotychczas istniejące mechanizmy akceptowania i niepodważania autorytetów.
Trzeba jednocześnie zaakceptować to, że ktoś jest inny; nie można się zżymać na fakt, że ktoś ma inne zdanie, ale można też i należy wyrazić swoje.
Osoby stosujące przemoc zwykle tłumaczą się argumentami świadczącymi o tym, że to co robią w danej chwili jest przygotowaniem do przyszłych doświadczeń. “Musimy was przeciorać na fuksówce, bo później w szkole i w teatrze to dopiero zobaczycie”. Czasami otoczenie usprawiedliwia przemocowca, że “no przecież ta osoba ma takie właśnie metody”. Mówi się także, że przecież tylko droga przez cierpienie pozwoli później to cierpienie pokazać na scenie bądź w filmie.
Nie ma na to zgody. To bullshit.
Usprawiedliwianie przemocy takimi słowami napędza zamknięty krąg, ponieważ faktycznie, jeśli przyzwyczaimy młodych studentów aktorstwa do tego, że z wykonywaniem ich zawodu wiąże się przemoc, to niejednokrotnie później sami będą ją stosować lub nie będą reagować na jej przejawy, mając je za normalny, podstawowy stan rzeczy, naturalny (o zgrozo!) punkt wyjścia w pracy teatralnej.
Co więcej, nasz brak zgody na poddanie się danemu zachowaniu przemocowemu nie wynika z naszej upartości, z krnąbrności, z postawy roszczeniowej, tylko z poszanowania podstawowej godności drugiego człowieka. Nie musimy w żaden sposób czuć się winni, że odmawiamy, ponieważ nasza godność cały czas jest podstawą, o której nie należy zapominać. Wcale nie musimy przeżyć cierpienia, żeby być później wiarygodnymi na scenie (tak samo jak nie musimy zabić człowieka, żeby przekonująco zagrać mordercę); nie musimy się zgadzać na “takie właśnie metody”, ani tym bardziej nie możemy się zgadzać na toczenie śniegowej kuli przemocy dlatego, że kiedyś ona i tak urośnie i nas dopadnie. Nie stanie się tak, jeśli od razu temu zapobieżemy.
Żeby było jasne: należy podkreślić, że cały wysiłek dążący do zapobiegania przemocy w szeroko rozumianym środowisku teatralnym nie jest żadnym niszczącym działaniem wymierzonym w podwaliny naszego teatru, że nagle chcemy zabronić nagości na scenie albo pracy w trudnych warunkach dla osiągnięcia jakiegoś efektu. Tkanka teatralna jest pojemna i wchłonie w siebie wiele zachowań, musimy jednak pamiętać, aby były one dokonywane w atmosferze szacunku i zgody równych sobie podmiotów. Jeśli reżyser powie, czego będzie oczekiwał od aktorów, a aktorzy jasno powiedzą na co się zgadzają, a na co nie oraz gdzie leżą ich granice, to współpraca może przebiegać w sposób higieniczny i twórczy (a nie: przemocowy i twórczy).
"My tak sobie tutaj tylko żartujemy"
Często osoby stojące wyżej w hierarchii (wykładowcy, dyrektorki, reżyserzy) tłumaczą swoje słowa mówiąc “to taki żart, my tak sobie żartujemy przecież, no przecież zawsze tak było, a dziś ta młodzież taka nadwrażliwa”. Nie, wcale nie nadwrażliwa, tylko w końcu nie godząca się pokornie na takie traktowanie. Żart ma miejsce wtedy, kiedy relację można odwrócić i “oddać żart” bez żadnych skrępowań, barier i negatywnych konsekwencji. Korzystając z autentycznego przykładu zaczerpniętego z życia: żart jest wtedy, kiedy po usłyszeniu hasła “ty szmato” można odpowiedzieć tym samym hasłem i nic złego za to się nie stanie. Kiedy jednak mówi to wykładowca “żartem” do studentki, a jej tak odpowiedzieć nie wolno - to wtedy nie żart, tylko pozwalanie sobie na nadużycie.
W wielkiej zmowie milczenia na temat przemocy w środowisku teatralnym, której jesteśmy świadkami, istotny element stanowi obawa przed etykietą “trudnego aktora” albo po prostu “osoby trudnej w pracy”. Trzeba odczarować tę narrację, ponieważ trudnymi osobami są osoby stosujące przemoc, a nazywanie nas takim tytułem jest tylko środkiem mającym na celu przesunięcie winy na osobę będącą ofiarą przemocy.
W środowisku pokutuje strach przed wykluczeniem, “bo ja nie chcę robić dymu”, “bo przecież koledzy nic nie mówią”, “bo nie chcę psuć pracy całego zespołu”, “bo na moje miejsce jest sto kolejnych osób, które się na to zgodzą i tak ma być”.
Takie myślenie musimy zmieniać i to jest praca dla całego środowiska, i miejmy nadzieję, że już wkrótce powszechne będzie zrozumienie, że reagowanie i stawianie granic jest właściwe. W higienicznych warunkach praca będzie dużo bardziej efektywna, zaś krzywda jednej osoby rujnuje każde dokonanie artystyczne, niezależnie od tego jak wzniosłe by nie było. Nie można stawiać cudzych interesów czy „dobra sztuki” ponad własnym zdrowiem psychicznym i poszanowaniem własnej godności. Naturalnie, głównie z powodu wychowania, póki co boimy się zabierać głos we własnym interesie, ale znowu: po zapaleniu czerwonej lampki musimy o tym powiedzieć głośno, a nuż okaże się to słuszne i na dłuższą metę pomocne nam i innym.
Często słyszy się, że aktor musi w swoim zawodzie liczyć się z nagością i przemocą. To kolejny mit. Aktor, jeśli nie chce, nie musi się z niczym takim liczyć. Jest wielu świetnych aktorów, którzy osiągnęli wiele, nie pokazując ani grama swojej cielesnej intymności. Ktoś, kto mówi “albo się rozbierzesz, albo wylatujesz” zachowuje się w sposób niewłaściwy, a mówiąc wprost: przemocowy. Na pierwszym miejscu każdy z nas jest świadomym podmiotem godnym szacunku, na drugim miejscu aktorem lub szerzej, artystą. Jeśli coś nie zgadza się z naszym prywatnym poglądem, to mamy prawo to wyrazić wprost i nie zgadzać się na wykonanie danego działania. Oczywiście, jeśli ktoś ma życzenie pokazać swoje nagie ciało, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby to zrobić - ale istotna jest tu znowu wolicjalność. To ja muszę wyrazić zgodę na to, że chcę wystąpić nago, nie ktoś ma na mnie tę zgodę wymusić.
W przypadku instytucji publicznych, ale i prywatnych, takich jak uczelnie artystyczne bądź teatry, istnieje możliwość reagowania na drodze oficjalnej poprzez pisma, nakazujące wytłumaczenie danego działania lub zachowania. Żadna instytucja nie stoi ponad prawem i wszystkie są zobowiązane do przestrzegania go. Jeśli mamy wątpliwość co do zachowania na przykład pedagoga na zajęciach, który wyzywa studentów, wyraża się w sposób homofobiczny, rasistowski, seksistowski itp. bądź używa przemocowych zwrotów, można się zwrócić do uczelni w oficjalnym piśmie z prośbą o wytłumaczenie danego zachowania. Na przykład:
“Pismo do dziekana wydziału danej uczelni, do wiadomości rektora: wykładowca/wykładowczyni o nazwisku takim i takim podczas zajęć wypowiadał/wypowiadała się w sposób następujący: <cytat>, <cytat>, <cytat>. Czy te wypowiedzi są oficjalnym stanowiskiem uczelni? Czy takie zachowania są zgodne z pedagogiką i nauczaniem teatru/nie uchybiają godności zawodu nauczyciela akademickiego.? Proszę o odpowiedź”.
Wobec takiego pisma, uczelnia musi zająć jakieś stanowisko, zbadać, wypowiedzeć się (odpowiedź oficjalna musi nastąpić). To samo dotyczy każdej innej instytucji, w szczególności instytucji publicznej. Nie można zapominać kto jest podmiotem w danej instytucji, czyli, w dużym uproszczeniu: “kto jest dla kogo”. Podmiotem uczelni są studenci, to wobec nich organy uczelni mają zobowiązania. To ich dobru mają służyć, a nie swojemu interesowi.
Każdy z nas może przeprowadzić mały autotest, pozwalający sprawdzić, na ile niepokojące jest to, w czym uczestniczymy. Wystarczy zadać sobie pytanie: ile procent mojej uwagi, myśli poświęcam na faktyczną pracę, na zaangażowanie w zdobywanie wiedzy czy tworzenie roli, a ile procent tej uwagi i czasu poświęcam na “taniec” wokół osoby mającej nade mną władzę, polegający na tym, żeby tej osoby uniknąć; nie rozzłościć; jak nie sprowokować; jak uniknąć dotyku; co odpowiedzieć, gdy znowu…; itd.? Bywa, owszem, że za jakiś procent tego “tańca” odpowiadają nasze własne melodie: lęki, obawy, nie mające związku z osobą, która ma nad nami władzę. Kiedy jednak rozmawiam z dziewczyną, która zdała sobie sprawę w tym autoteście, że 90% jej uwagi na próbie jest zaangażowane w unikanie, w lęk, czy aby nie sprowokowała uśmiechem, ocenianie czy dotyk partnera był neutralny czy nie, w staranie się, by nie zostać z nim sam na sam - w takiej sytuacji powinien to być sygnał, że znajdujemy się w toksycznej sytuacji, a nie - że z nami jest coś nie tak.
Przemoc może trwać krótko, ale z jej skutkami, najczęściej negatywnymi, musimy się długo borykać. Nawet lata.
Na koniec trzeba zaznaczyć, że po pierwsze, osoba stosująca przemoc nie musi być przecież dogłębnie “strawiona przez zło”, niejednokrotnie może być osobą z dobrymi intencjami, która po prostu błądzi, idzie schematem, który zna. Nie usprawiedliwia to jej zachowania i należy na nie reagować, natomiast dobrze jest pamiętać, że każdy z nas ma więcej niż jeden wymiar i więcej niż zerojedynkowy podział na “dobry” albo “zły”.
Oprócz tego w tym wszystkim nie możemy zapominać, że istnieje bardzo wielu dobrych ludzi, pedagogów, reżyserów, którzy nie stosują przemocy i się jej wystrzegają. Jeśli sami bywają nieuświadomieni w skali istniejącego dookoła zjawiska przemocy, stosowanego przez ich kolegów lub koleżanki, to dobrze jest zwrócić ich uwagę na fakt, że ona może mimo wszystko mieć miejsce.
Tacy ludzie, którzy szanują prawo i godność człowieka w swojej twórczej pracy, istnieją i chwała im za to. Pozostaje mieć nadzieję, że w niedalekiej przyszłości to będzie norma w naszej teatralnej pracy.
Ale trzeba pamiętać, że „samo” się nie zrobi.