Return to site

Temat rzeka: studniówki i łamanie prawa

Alina Czyżewska

Ukazał się w Money.pl artykuł polemiczny z moim artykułem "Nadchodzi czas studniówek i łamania prawa". Autorka, Martyna Kośka, oparła swój artykuł o wpisy z grup nauczycielskich i opinie "anonimowego prawnika". Bardzo cieszy mnie, że na Money.pl pojawia się dyskusja na temat przeze mnie wywołany. W związku z tym, że komentarze pokazują niezrozumienie argumentów i prawa, napisałam do autorki. Aby nie pozostawiać niedomówień, wątpliwości i chaosu prawnego, prezentuję poniższe uzupełnienia i objaśnienia.

Organizacja każdej studniówki w każdym przypadku wygląda inaczej - więc jeżeli szkoła się nie wtrąca, dyrektor nie opracowuje i nie narzuca regulaminu, a nauczyciele nie wyznaczają, z kim można pójść, a z kim nie, i nie gonią za uczniami, aby kontrolować, czy palą na zewnątrz budynku - to znaczy, że mój artykuł nie jest o tej szkole. W moim artykule nie bez powodu używam sformułowań "niektóre szkoły", "czasem szkoły" , "zdarza się że szkoły/dyrektorzy/nauczyciele...".

Zebrane przez autorkę wypowiedzi nauczycieli są bardzo interesujące - i pokazują bardzo smutny obraz nierozumienia przez wielu nauczycieli (dodajmy: przez osoby pełniące funkcje publiczne i wykonujące zadania publiczne) obowiązującego systemu prawnego.

"Przecież to nie my organizujemy studniówki!" – dziwią się tej nauczyciele.

- tak właśnie. I dlatego nauczyciel nie ma prawa zbierać pieniędzy od uczniów, wstawiać uwag za zachowanie na studniówce, sprawdzać czy pił alkohol, narzucać z kim może przyjść na studniówkę. Jeśli tego nie robi - to super. Ale są tacy, którzy to robią. Więc niech przyjmą do wiadomości, że skoro nie organizują, to nie mają prawa dyscyplinować uczniów ani karać ich za zachowania na studniówce. A jeśli uczeń łamie jakieś prawo podczas studniówki - to się wzywa policję, a nie wpisuje minusa z zachowania. Jak u dorosłych. Chcemy, żeby byli dorośli - to zacznijmy ich tak traktować. Natomiast wyjście z budynku, zapalenie papierosa w miejscu wyznaczonym NIE JEST ZŁAMANIEM PRAWA. Dlatego nikt nie ma prawa za to NIKOGO karać. Bo nie jesteśmy w szkole.

- "Najlepiej nie robić nic. Żadnych wycieczek, dyskotek, wspólnych wyjść do kina. Bo jak człowiek chce zrobić coś dodatkowego, to wcześniej czy później zostanie skrytykowany".​

Proszę oburzonych nauczycieli o przeczytanie artykułu ze zrozumieniem. Na wyjścia do kina oraz wycieczki są ramy prawne - rozporządzenia, o których piszę w artykule. Na studniówki - takich ram prawnych w systemie oświaty nie ma.


Zwróćmy ponadto uwagę, że ten komentarz stoi w sprzeczności z poprzednim - w pierwszym nauczyciele krzyczą, że "Przecież to nie my organizujemy studniówki!" - a w tym nauczycielka stwierdza ze złością, że jak się nie podoba, to w ogóle przestaniemy cokolwiek organizować - z czego wynika, że jako nauczycielka wtrąca się w organizację studniówki. Już w zderzeniu tych komentarzy widać chaos, jaki istnieje w podejściu do studniówek i traktowaniu ich w środowisku.

Nauczyciel może przy organizacji studniówki służyć dobrą radą, podpowiedzieć coś uczniom. Nie ma prawa niczego narzucać i straszyć karami ani zakazywać.

Co do wypowiedzi prawnika - w teorii się zgadzamy: to nie szkoły organizują studniówki - i o tym właśnie jest mój artykuł. A skoro szkoły nie organizują, to dyrekcja nie może: formułować regulaminu, wymuszać podania danych osobowych, gonić uczniów za picie alkoholu, tropić czy wychodzą zapalić papierosa, pilnować ich i straszyć obniżeniem oceny z zachowania, nie pozwolić wrócić na salę, jeśli opuści się budynek, czy w jakikolwiek sposób ograniczać ich konstytucyjne prawa. A niestety - tak się dzieje, i opieram to na sprawach zgłaszanych mi osobiście, podnoszonych na ogólnopolskich uczniowskich grupach oraz zapisach regulaminów, łatwych do wyszukania w Google.

Komitet rodzicielski, komitet studniówkowy - również nie mają prawa formułować takich regulaminów.

Poza tym - jeśli jakiś adwokat wypowiada się, to jednak rzetelnie byłoby, aby robił to pod nazwiskiem. W końcu to zawód zaufania publicznego, i chyba nie ma się czego wstydzić. Chyba że to ten sam prawnik, do którego internetowej opinii odwołuję się w artykule - to rozumiem, że woli ukryć nazwisko. Inne jego opinie (np. dotyczące prawa dyrektora do badania uczniów alkomatem - ewidentny błąd!) również pozostawiają niestety wiele do życzenia w kwestii zgodności z przepisami. Dlatego nie ufałabym opiniom prawnym każdego prawnika, a tym bardziej "anonimowego prawnika".

- "Skoro studniówkę organizują rodzice, to jak apodyktyczne relacje muszą panować w tych rodzinach, że nastolatkowie nie mogą wyrazić własnego zdania?

- nie zawsze chodzi o apodyktyczne relacje w rodzinach. W komitecie studniówkowym zazwyczaj jest kilkoro rodziców. Reszta im się podporządkowuje - z braku wiedzy, ze strachu przed stawianiem się i "robieniem problemów", z braku zainteresowania, albo z poczucia, dotyczącego większości polskiego społeczeństwa, że ten, komu dajemy władzę, może wszystko. I z niezrozumienia jak działa demokratyczne państwo prawa, jak zbudowany jest system prawny, i z braku elementarnej edukacji prawnej. Świadczą o tym powszechne opinie w komentarzach, że jak ktoś coś organizuje, to może ustanowić cokolwiek chce - a jak się komuś to nie podoba, to niech nie idzie na zabawę. Otóż nie. Konstytucja obowiązuje i na ulicy, i w szkole, i na imprezach. Nie wolno wpisywać w regulaminie cokolwiek sie chce, np. bezwzględnego podporządkowania się poleceniom rodziców i nauczycieli (nie wymyślam - to konkretny zapis z regulaminu, do znalezienia przez google) - ani nie może tego wpisać dyrektor, ani prywatny organizator, tj. rodzic, ponieważ wszyscy funkcjonujemy w polskim, a nie w prywatnym systemie prawnym. Zróbmy prawny "sprawdzian" takiego przepisu - jak rodzic poleci uczniowi rozebrać się do naga, to na podstawie tego regulaminu uczeń musiałby się temu poleceniu podporządkować.


Na szczęście tak nie działa prawo, a zapisy w regulaminach, ograniczające prawa i wolności innych, są bezprawne i nieważne. I nie mają prawa się w nich znaleźć.

A to, że inni rodzice i uczniowie bezdyskusyjnie podporządkowują się temu, kto ma jakąś "władzę", wynika również z tego, że i rodzice, i uczniowie, nie zostali w polskim systemie oświaty wychowani do rozumienia demokracji, do dyskutowania, wyrażania opinii, dialogu, współpracy, lecz do bezdyskusyjnego wykonywania poleceń. Nie ma więc ich za co w zasadzie winić.

Może Pani Mirosława z Pani artykułu nie zbierała pieniędzy na studniówkę - i super. Per analogiam - to, że Pani Mirosława nigdy nie przeszła na czerwonym świetle, nie jest dowodem na to, że nikt nigdy nie przeszedł na czerwonym świetle. To fakt - inni nauczyciele zbierają - inaczej nie miałabym powodów tego napisać. To są konkretne zgłoszenia od uczniów.

- "wielu nauczycieli powtarza, że studniówka nie jest dla nich jakimś najbardziej wyczekiwanym dniem w roku, lecz po prostu obowiązkiem. I że bez żalu w ten piątkowy czy sobotni wieczór zostaliby w domu."

- i właśnie o tym piszę w swoim artykule. Powtarzam więc - studniówka NIE JEST ich obowiązkiem. Nie są wtedy w pracy, nie mają żadnych powinności z tego wynikających. Jeśli idą - to z grzeczności albo sympatii, tak jak idziemy na urodziny do teściowej. I piszę również o tym, że nauczycieli są tym zmęczeni i nie lubią studniówek. Niech więc i oni zaczną korzystać ze swojego prawa - i nie idą na studniówkę.

"to generalnie jakaś farsa jest: impreza szkolna czy nieszkolna? Nauczyciele w pracy czy jako goście? Prawa ich łamane, bo są traktowani jak uczniowie, a przecież są dorośli - czy nie łamane, bo są tu jako uczniowie danej szkoły? – zastanawia się pani Agnieszka".

Wydawało mi się, że dość jasno wyraziłam to w artykule. Studniówka:
- nie jest imprezą szkolną,
- nauczyciele nie są w pracy na studniówce (również udowadniałam to prawnie w artykule),

- nauczyciele są gośćmi,

- prawa osób będących uczniami są łamane, bo są obywatelami polskimi i mają pełnię konstytucyjnych praw, które bezprawnie są ograniczane przez regulaminy,

- uczniowie są na studniówce jako prywatne osoby. Nauczyciele też.

Tak jak np. jestem prywatną osobą na urodzinach mojej koleżanki z klasy. I choć obie jesteśmy uczennicami jakiejś szkoły - to na prywatnej imprezie każdy jest osobą prywatną, bez względu na to, jaką pełni funkcję w życiu społecznym czy zawodowym.

Inny przykład: jeśli się znam z jakimś sędzią i zapraszam go na urodziny, to przychodzi do mnie jako osoba prywatna. I mimo że jest z zawodu sędzią, to na moich urodzinach nie może np. nikogo skazać. Kolega policjant na mojej prywatnej imprezie nie może wlepić mandatu. Tak samo dyrektor szkoły na prywatnej imprezie, jaką jest studniówka, nie może wstawiać jedynki z zachowania ani gonić za picie alkoholu czy żądać danych osobowych osób towarzyszących. Bo idzie tam jako osoba prywatna i nie wykonuje żadnych zadań wynikających z jego prawnych obowiązków.

"- Przecież w żadnym lokalu nie wolno pić wnoszonego przez siebie alkoholu – dziwi się tym zarzutom warszawski mecenas. – Załóżmy jednak, że impreza odbywa się w restauracji, w której znajduje się część barowa, gdzie na co dzień serwuje się alkohol. Tylko że organizatorzy, czyli rodzice, zawierając umowę, z jakiegoś powodu wyłączyli możliwość sprzedaży swoim dorosłym dzieciom".

- zabawna ta opinia anonimowego mecenasa z Warszawy. Jeżeli wynajmuję salę na urodziny, to z organizatorem umawiam się, czy alkohol wnosimy swój, czy będzie otwarty bar. Nie mogę zakazać restauratorowi sprzedaży alkoholu. Nie mogę gościom zakazać spożywania alkoholu. Tym samym jest studniówka. Natomiast racja - w knajpach, restauracjach, barach, nie pije się swojego alkoholu. Ale jest to kwestia kultury i wychowania (chyba że istnieje jakiś przepis prawny, który można odnieść do takiej sytuacji), no i restaurator może wyprosić taką osobę z lokalu. Zaś ZAKAZ spożywania, regulowany prawnie, a nie dobrym wychowaniem, dotyczy tylko w miejsc określonych w ustawie o wychowaniu w trzeźwości: Zabrania się sprzedaży, podawania i spożywania napojów alkoholowych:

1) na terenie szkół oraz innych zakładów i placówek oświatowo-wychowawczych, opiekuńczych i domów studenckich;
2) na terenie zakładów pracy oraz miejsc zbiorowego żywienia pracowników;
3) w miejscach i czasie masowych zgromadzeń;
4) w środkach i obiektach transportu publicznego, z pewnymi wyjątkami
6) w obiektach zajmowanych przez organy wojskowe i spraw wewnętrznych, jak również w rejonie obiektów koszarowych i zakwaterowania przejściowego jednostek wojskowych.

Jezeli więc wynajmuję lokal, i kierownik hotelu nie ma koncesji, mogę się umówić na własny alkohol. Jeśli ma bar i koncesję, mogę albo umówić sie na swój alkohol (wtedy cena za wynajem sali może być wyższa) lub umówić się na zakup alkoholu w barze - i oczywiście umawiam się, czy za zakup w barze płacę ja, czy goście we własnym zakresie. Jeżeli kierownik hotelu zobaczy 20-latka albo 50-latka pijącego własny alkohol w ukryciu w miejscu, gdzie jest prowadzona sprzedaż w barze, to KIEROWNIK może delikwenta spróbować wyprosić. Natomiast nie mam prawa zakazać kierownikowi sprzedaży alkoholu ani zakazać moim gościom ani współorganizatorom kupienia go w hotelowym barze lub wypicia.

Pomysły rodziców, by zakazywać dorosłym ludziom pić alkohol na imprezie, wymuszać to na nich jakimiś bezpodstawnymi regulaminami, są wyrazem niezrozumienia prawa. Oraz granic prawnie zdefiniowanej władzy rodzicielskiej. Dzieci-maturzyści nie są własnością rodziców.

Jeżeli w hotelu działa bar, i mogą w nim kupić alkohol goście hotelowi, to nie można odmówić sprzedaży alkoholu pełnoletniej osobie ze studniówki, odbywającej się w tym hotelu. Na tym polega równość wobec prawa. Tak, ona dotyczy także uczniów. Rozumiem, że to szokujące, bo bardzo przyzwyczailiśmy się traktować uczniów jak prawie-ludzi.

- "Proszę powiedzieć rodzicom z komitetu organizacyjnego, by zgłosili zbiór danych do odpowiedniej instytucji. Już widzę, jak to robią".

Właściwie w swoim artykule piszę o tym, że taki komitet NIE MA PRAWA takich danych w ogóle pozyskiwać i żądać.

- "Tekst Aliny Czyżewskiej można traktować jako zbiór dobrych praktyk, których realizacja powinna stać się celem komitetów organizacyjnych w przyszłości. Czy to do osiągnięcia? Biorąc pod uwagę, że studniówki organizują nie profesjonaliści, ale rodzice – będzie to trudne."

To naprawdę nie będzie trudne. Wystarczy, aby po prostu szkoły i rodzice wstrzymali się od niezgodnych z prawem działań i zachowań. Tak jak uczniów obowiązuje prawo, tak samo i takie same prawa obowiązują innych dorosłych. Jeśli dorośli ludzie są w stanie zorganizować wesele czy swoje urodziny w knajpie, powstrzymując się od naruszania praw i wolności innych, to uda się także w przypadku studniówki. A szkoła powinna zapamiętać, że to nie jest szkolna impreza - dlatego nauczyciele i dyrektorzy mają przy okazji studniówki tylko rolę gościa. Jak na weselu.

- "Już nawet za studniówki, których nie są organizatorami, dostają baty. Jakie to smutne i przykre! To niech uczniowie i ich rodzice nie zapraszają nauczycieli, skoro to taki problem finansowy. Zapraszać i później obgadywać... – napisała nauczycielka".

Nie byłoby "batów", gdyby wszyscy nauczyciele byli konsekwentni w tym, że nie są organizatorami - a zatem nie mogą: straszyć obniżeniem z zachowania, zbierać wpłat, ustalać z kim uczeń nie może przyjść na studniówkę, karać za picie alkoholu, pilnować drzwi, aby nikt z budynku nie wyszedł. Itd.
No i mam zgłoszenia od uczniów, który poruszają kwestię, że właśnie NIE CHCĄ zaprosić nauczycieli, którzy ich nie uczyli - a dyrektor im każe.

- "A najlepiej w ogóle zrezygnujmy ze studniówek, skoro to takie pole do nadużyć".

Jestem za :)
Przestańmy reprodukować coś, co już dawno straciło kontakt z prawdziwym zwyczajem - bo według zwyczaju, studniówka to impreza organizowana przez uczniów klas maturalnych na ich 100 dni przed maturą - i co "leci siłą rozpędu", zapominając o prawie i o tym, że maturzyści to dorośli obywatele, a nie dzieci, po które mama "ma obowiązek" (według jednego z regulaminów) przyjechać, by odebrać studniówki. Wczoraj napisał do mnie uczeń, że w ich regulaminie zapisano, że jeśli rodzic nie przyjedzie osobiście odebrać swego dziecka, to nie zostanie ono wypuszczone z sali przed końcem studniówki, tj. o 4 rano. Autentyk.

 

Oddajmy uczniom prawdziwe decyzje w tej sprawie i odpowiedzialność za studniówki - i niech się nauczą, że jeżeli czegoś chcą, to sami muszą to zorganizować. Jak nie mają czasu - to niech nie robią - i niech nikt za nich tego nie robi. Proste.